To był dzień jak każdy inny,
a może inny jak każdy nasz dzień.
Kiedy rodzimy się do życia
po nocnym letargu, żyjemy tak
jakby każdy oddech miał być ostatni,
a śmierć czyhała na nas pod skalpelem
księżyca, tnącym ciała niebieskie.
Słońce rumiane jak przepici
robotnicy, kolejny los przegrany
w kolekturze kalendarza, żadnych fantów.
Imieniny: Karoliny, Antoniego.
Wyszedłem na balkon, osy misternie
budują gniazdo. Niczego w życiu
nie zbudowałem i gdybym palił
właśnie teraz sięgnąłbym po papierosy,
a tak tylko: papier, osy…
Z domu wysyłam ten sam wspólny
esemes z życzeniami do kilku Karolin,
z kościoła nieopodal słychać tę samą wspólną
modlitwę do świętego z Padwy.
Dwie podobne litanie, a księżyc zaczął
już obchód wśród gwiazd położnych.
5 lipca 2013 r.